23 czerwca 2011 r spod Galerii Krakowskiej rozpoczęła się wyprawa turystyczna na Huculszczyznę "Z Akuną do krainy człowieczej Stanisława Vincenza" zorganizowana przez Justynę i Piotra Kłapytów z Akuna Polska i Salon Turystyki Aktywnej Wierchy PTTK. Patronat nad wyjazdem objęło RADIO KRAKÓW (Ania Łoś). Wyprawę poprowadzili przewodnicy górscy i organizatorzy festiwalu J. i P. Kłapytowie. Celem wyjazdu było zagłębienie się w kulturze huculskiej, poznanie wyjątkowych ludzi będących nawet dziś nosicielami "prawdy starowieku" oraz uczestnictwo w wydarzeniach festiwalowych w Krzyworówni i Bystrecu. Całość zwieńczyła górska wyprawa śladami Stanisława Vincenza w Czarnohorę, w której sił dodawały nam energetyczne – najlepsze na rynku – w 100% naturalne suplementy kanadyjskiej firmy AKUNA http://www.karpatywschodnie.n.pttk.pl/images/pdfy/akubar.pdf. W wydarzeniu wzięło udział 15 nieprzypadkowo dobranych osób zafascynowanych od dawna tematyką huculską i vincenzowską. Z filozofią firmy Akuna spotykaliśmy się niemal na każdym kroku. Podstawowa etyka tej firmy opiera się na powrocie do natury, przywracania organizmowi naturalnych zdolności do samoleczenia przez spożywanie w pełni naturalnego pożywienia (tzn. ekstrakty z roślin pochodzących z jeszcze czystych miejsc naszego globu) oraz zaufaniu i otwartości na drugiego człowieka, aby wspomóc go zarówno pod względem psychicznym (duchowym), jak i fizycznym (zdrowy styl życia, racjonalne odżywianie i stosowanie tylko naturalnej suplementacji, która uzupełnia codzienne braki w pożywieniu, pozbawionym wystarczającej ilości substancji odżywczych). Huculi wciąż bazują na naturalnych metodach leczenia w oparciu o ziołolecznictwo i właściwy stosunek do świata i drugiego człowieka.
Uczestnicy wyprawy z dużym zdziwieniem i zainteresowaniem poznawali korzenie dawnej i jak się okazuje do dziś skutecznej medycyny naturalnej, która jednocześnie stanowi podstawę filozofii firmy Akuna. Stąd Akuna rewelacyjnie wpisała się w wyprawę do wciąż będącej „ojczyzną ludzką” Huculszczyzny, a batony i napoje energetyzujące spełniły swoje zadanie. Uczestnicy wyprawy z całego serca polecają te produkty wszystkim ludziom gór, ponieważ rewelacyjnie uzupełniają energię podczas długodystansowego marszu z wielkim obciążeniem i późną porą spożywania ciepłych posiłków dopiero podczas biwaku! http://www.karpatywschodnie.n.pttk.pl/images/pdfy/akubar.pdf
Pierwszy dzień wyprawy obejmował przejazd grupy do Krzyworówni przez Przemyśl, Stanisławów i Kołomyję oraz zakwaterowanie w pensjonacie w centrum tej miejscowości, który jest warty polecenia dla wszystkich osób chcących w komforcie hotelowym spędzić czas na Huculszczyźnie (pokoje 2, 3, 4-osobowe, cena ze wspaniałym wyżywieniem - śniadanie i obiadokolacja 150 hrywien). Tel. +380677142457, +380988761183 Maria Płytka).
24 czerwca 2011 r. miało miejsce uroczyste otwarcie Międzynarodowego Festiwalu Huculskiego "Słowiańska Atlantyda" na Huculszczyźnie. Organizatorzy tej części festiwalu Wasyl Zełeńczuk – wójt Krzyworówni oraz Mikołaj Iliuk z Wydziału Kultury Werchowyńskiej Administracji zaprosili gości na uroczystą modlitwę do Cerkwii Narodzin NMP w Krzyworówni. Uroczystość poprowadził ojciec Iwan Rybaruk, który pobłogosławił wszystkich uczestników festiwalu i poprowadził modlitwę w intencji zmarłych członków rodziny Przybyłowskich i Vincenzów. Przy grobie dziadków Stanisława Vincenza z rodu Przybyłowskich, który znajduje się naprzeciw nawy cerkwi zabrzmiały trzy trembity, a zebrani pomodlili się w intencji ich dusz.
W godzinach południowych w Muzeum Iwana Franki w Krzyworówni miała miejsce sesja naukowa poświęcona Stanisławowi Vincenzowi. Wydarzenie to wzbudziło spore zainteresowanie, a sala seminaryjna był wypełniona po brzegi. W spotkaniu brali udział także goście z Polski – członkowie wypraw Towarzystwa Karpackiego z Andrzejem Wielochą i Andrzejem Ruszczakiem na czele oraz grupa wycieczkowa z Gdańska z Panią Wiktorią Blecharską i Mirosławem Krukiem. Sesję otworzyły sygnały trembit huculskich oraz krótka modlitwa, następnie kurator muzeum i tamtejszy znawca twórczości S. Vincenza – Mikołaj Dzurak wprowadził zebranych w zagadnienie związków Vincenza z Huculszczyzną. Duże zainteresowanie wzbudziła opowieść Dmytra Biłohołowego z Bystreca, którego wujek przeprowadzał S. Vincenza przez Czarnohorę w 1940 r. Po podziękowaniach dla organizatorów ze strony dyrekcji Muzeum Krajoznawczego z Iwano-Frankiwśka i Muzeum w Kołomyi zebrani, miejscowi Huculi i goście z Polski, mogli obejrzeć archiwalne filmy o Huculszczyźnie z lat 30., które wywołały zwłaszcza wśród Hucułów wielkie emocje.
Nasza grupa "akunowa" udała się następnie na Bukowiec do chaty znanego muzyka i twórcy instrumentów huculskich – Mychajły Tafijczuka. Mogliśmy na własne oczy zobaczyć jak robi się dudy, fłojerę, telenki, trembity i rogi oraz posłuchać i popróbować samemu techniki gry na tych instrumentach. Ostatnim akcentem dnia była wycieczka piesza na przełęcz Tarnoczka w Krzyworówni, gdzie z góry mogliśmy zobaczyć piękną panoramę zakola Czarnego Czeremoszu, przysiółków huculskich i zapoznać się z warunkami życia w górach. Po drodze rozmawialiśmy z miejscowymi żyjącymi wysoko ponad doliną Hucułami. Ich łagodność i dobroć dała się odczuć naszym kompanom wyprawy.
25 czerwca 2011 r. w sali koncertowej Muzeum Iwana Franki w Krzyworówni odbył się pierwszy w historii Huculszczyzny solistyczny konkurs na najlepszego muzykanta huculskiego. W konkursie wzięli udział muzykanci z wysoko położonych przysiółków górskich Huculszczyzny werchowynskiej, którzy nigdy dotąd nie występowali publicznie. Oceniano indywidualną grę na instrumentach takich jak: skrzypce, sopiłka, cymbały i dutka. W każdej z kategorii wystąpiło po trzech artystów. W jury zasiedli: Mikołaj Iliuk – zasłużony pracownik kultury Ukrainy, Wasyl Tymczuk – nauczyciel gry na cymbałach i wirtuoz tego instrumentu, Justyna Cząstka-Kłapyta – etnomuzykolog, badacz muzyki huculskiej. W programie konkursu znalazły się muzyka do spiwu, do tańca i własne aranżacje. Przy ustaleniu trudnego werdyktu pomogły głosy publiczności. Najtrudniej było ustalić nagrody dla skryparów huculskich, z których wszyscy okazali się prezentować najwyższy stopień perfekcjonizmu i niezwykle trudnej techniki wykonawczej. Sponsorem nagród był Centralny Ośrodek Turystyki Górskiej PTTK.
Po konkursie grupa "akunowa" udała się do Werchowyny (przysiółek Hrybkowa) do chaty zamieszkującej przez zaprzyjaźnioną z przewodnikami rodzinę huculską, która przyjęła gości w strojach huculskich. Ten punkt programu wszystkim najbardziej się podobał, a zwłaszcza pole kapuściane przed chatą, którym chwalił się gazda zapewniając, że dorodność kapust zawdzięcza tylko i wyłącznie temu, że sadził je na golasa (jest to stary element magii huculskiej). Wieczorem około 21.00 w starej grażdzie huculskiej w Krzyworówni mieliśmy okazję wraz z naszymi przyjaciółmi z łódzkiej grupy (Muzeum Etnograficznego w Łodzi) spędzić wieczór przy banuszu i horiłce w towarzystwie skrypka huculskiego i wójta Krzyworówni Wasyla Zełenczuka. Wójt obtańcował w rytm hucułki wygrywanej na skrypce wszystkie kobiety, uraczył nas wspaniałymi spiwankami huculskimi. Ten wieczór był dla wszystkich niezapomniany...
26 czerwca po 9.00 rano wyjechaliśmy do Bystreca, gdzie z powodu niepewnej pogody odbył się w klubie kolejny punkt festiwalu – koncert muzyki huculskiej z udziałem miejscowej ludności. W późnych godzinach popołudniowych ruszyliśmy z pełnym ekwipunkiem do serca Huculszczyzny – kotła Gadżyny, gdzie czekał na nas nocleg pod niepokojąco wyraziście rozgwieżdżonym niebem. Wieczorem śpiewy łemkowskie w jednym z namiotów...
27 czerwca – zwabieni mylną, jak się później okazało, genialną widocznością i chłodnym wiatrem, który często jest zwiastunem dobrej pogody – wydrapaliśmy się na szczyt Szpyci. Odpoczęliśmy przed wiatrem w okopach z I wojny światowej i ruszyliśmy radośnie na szczyt Wielkiego Tomnatyka, z którego podziwialiśmy z jednej strony odległy Stanisławów, a z drugiej wydające się tak bliskie szczyty Alp Rodniańskich z Ineulem i Pietrosem na czele. W dole widniała już ciemna toń Jeziora Brebenieskul, nad którym mieliśmy spędzić nieprzewidziane przez nas dwie kolejne noce. Rozbiliśmy namioty... Michał i Piotrek odczytali fragmenty prozy Vincenza związane z tym niezwykłym miejscem, w którym pierwszy opryszek huculski – HOŁOWACZ pokonać miał BIESA, który mieszkał nad tym samym jeziorkiem, około którego byliśmy rozłożeni. Poszarpane skały wokół nas, brak słońca i wielki chłód spotęgowały grozę tego miejsca... W nocy przeczytane zaledwie kilka godzin wcześniej fragmenty "Na wysokiej połoninie" zdały się odżyć i ukazała się moc "biesowa". Huraganowy wiatr, gęsta mgła i potworny deszcz nie pozwoliły nam spokojnie przetrwać pierwszej nocy. Rankiem okazało się, że naszym towarzyszom wyprawy połamał się namiot i na szczęście tylko 15 minut stali pokornie odrętwieni na wietrze i deszczu oczekując, że ktoś ich dostrzeże... Od razu zostali przyjęci przez współtowarzyszy do ciepłych jeszcze i w miarę suchych 2-osobowych jednak namiotów. Cały dzień spędziliśmy leżąc w namiotach... Atmosfera sprzyjała bliższemu zaznajomieniu się ze sobą, wymianie doświadczeń i głębokim zwierzeniom, których nigdy w górach nie może zabraknąć... Kolejna noc w wichurze i deszczu z przerwą na załatwienie potrzeb fizjologicznych... Co przyniesie ranek?
28-29 czerwca – od rana sytuacja bez zmian... jedyna poprawa to podwyższona temperatura na skutek przyjścia w nocy wraz z grzmotem pioruna ciepłego frontu... ale na zewnątrz widzialność marna, deszcz i deszcz... Pierwsze słowa przewodników – zostajemy kolejny dzień, nie możemy ryzykować życiem grupy, podzielimy jedzenie i napiszemy esemesy przy uspokojeniu się wiatru z grzbietu Czarnohory – tak, aby nie martwiono się o nasz los... Po godzinie okazało się, że otaczające nas fosy wodne zaczęły wyciekać i namioty nie wytrzymały nadmiaru wody... wszystko nam zaczęło nasiąkać wodą... wylaliśmy z naszego namiotu 60 kubków wody, śpiwór był totalnie mokry wraz z tym co mieliśmy na sobie... Wobec zagrożenia nie przeżycia kolejnej nocy przez wyziębienie organizmu podjęliśmy decyzje – idziemy! przez Munczel do Kotła Dzembroni... to jedyna najkrótsza droga, lecz trudna, bo nie oznakowana. W chwili opuszczenia naszego obozu przestało padać po 48 godzinach ciągłego opadu, wiatr znacznie stracił na sile. We mgle wydrapaliśmy się na Munczel... kawałek szliśmy grzbietem i w końcu doszliśmy do skałek na Rozszybenyku, przy których bez kompasu trudno byłoby wyznaczyć dalszy kierunek marszu... Trafiliśmy idealnie na drogę w kotle Dzembroni. Teraz czekała na nas już tylko ciepła, wspaniała i niepowtarzalna pod względem klimatu i widoków chatka U KUBY WĘGRZYNA, który wygrywał nam piękne ballady ukraińskie na gitarze przy trzasku iskier dolatujących z kominka... – to jedyne warte odwiedzenia schronisko w Czarnohorze http://www.chatkaukuby.eu/
Tu nieco o tej wspaniałej chatce: http://www.karpatywschodnie.pl/readarticle.php?article_id=62
30 czerwca - powrót z naszym szoferem Rusłanem na granice w Medyce ... szampan, dobre humory i niezapomniane wrażenia... i nie przypadkowi wspaniali ludzie i nie przypadkowe zdarzenia :) Wyprawa ta była dla nas swoistą wędrówką w głąb siebie samych do odkrywania prawd głębszych... w obliczu ciszy i majestatu dzikich gór, o których Stanisław Vincenz pisał w następujący sposób:
"Te góry gubią w sobie doskonale rzeczy i osoby, i nie przestrzeń, lecz postać i przestwór ich piękna są PIERWSZYM KROKIEM KU WIECZNOŚCI!!"